Skoro już omówiłem z grubsza kwestie przemieszczania się w uniwersum J.K. Rowling, pora przyjrzeć się, w jaki sposób ja sam potraktowałem tą kwestię w dwóch tomach trylogii Bractwa Czarnej Gwiazdy. Czy udało mi się odnaleźć w tym całym bałaganie związanym z dostępnymi dla czarodziejów metodami podróżowania?
PRZEMIESZCZANIE SIĘ W “PENTAKLU WĘŻOUSTYCH”
Na początek przeanalizujmy powieść “Harry Potter i Pentakl Wężoustych”.
Absurdy sieci Fiuu: Głowa w domu, czemu reszta nie?
W “Pentaklu Wężoustych” dowiadujemy się, że Harry regularnie rozmawiał z Ginny każdego wieczoru, korzystając z kominka w swoim gabinecie. Skoro więc jego głowa codziennie była w domu w Mould-on-the-Wold, dlaczego po prostu dalej tam nie mieszkał, a tylko na czas lekcji przenosił się do Hogwartu? Oczywiście taki stan rzeczy mocno skomplikowałby mi fabułę i nie pozwoliłby mi skupić się na Hogwarcie. Musiałem znaleźć jakieś sensowne wytłumaczenie tej kwestii.
Jak już wspominałem w pierwszej części tego artykułu, jedynie kominek dyrektora szkoły był stale podpięty do sieci Fiuu. Harry, jako wieloletni szef aurorów, skorzystał ze swoich znajomości i załatwił sobie podpięcie kominka do sieci, ale jednak z pewnymi ograniczeniami. Ponieważ nie było to pełne połączenie (ani w pełni legalne), Harry nie mógł się przemieszczać, a jedynie zaglądać do swojego domu. Dodatkowo połączenie to działało tylko w jedną stronę. Ginny nie mogła zajrzeć do jego gabinetu. Miało to uchronić Hogwart przed zaglądaniem do szkoły kogoś niepowołanego przez kominek w domu Potterów.
Mimo to Harry użył kominka w swoim gabinecie, żeby dostać się do Kwatery Głównej Aurorów (PW, s. 296). Czyżbym jednak wykazał się brakiem konsekwencji? Nie. Kominek miał pełne połączenie z Ministerstwem Magii, ponieważ Harry nadal był szefem aurorów, a Ron tylko go zastępował.
Do nienanoszalnego zamku na miotle
W “Pentaklu Wężoustych” Harry dostaje się do Hogwartu na miotle, wcześniej wysyłając swoje rzeczy przy użyciu sieci Fiuu. Czemu jednak wybrał akurat ten sposób, a nie np. teleportację? Mógł też przecież przenieść się do szkoły w ten sam sposób co jego walizki, lub polecieć zaczarowanym motocyklem Syriusza (który jak wiadomo z “Deponentu Założycieli” stał w garażu). Założyłem sobie, że Harry nie lubi teleportacji i używa jej w ostateczności (wciąż pamięta rozszczepienie Rona z “Insygniów Śmierci”). Poza tym mógłby się teleportować jedynie do Hogsmeade, a z wioski do szkoły iść na piechotę. Jakby tego było mało, odległość z jego domu do Hogsmeade jest bardzo duża, więc ryzyko rozszczepienia niebezpiecznie wzrasta. Nie użył też motocyklu Blacka, bo nie miałby go gdzie trzymać w Hogwarcie. Świstoklik odrzucił, bo po drodze miał zatrzymać się w Dolinie Godryka. W tej sytuacji lot na miotle (który uwielbiał) wydał mu się jedynym rozsądnym wyborem.
Jeden z Czytelników zwrócił mi jednak uwagę, że cały Hogwart był nienanoszalny. Zdaniem tej osoby Harry nie mógł przecież wiedzieć, dokąd ma lecieć. To jednak nie do końca tak. Nienanoszalność oznacza, że danego miejsca nie można umieścić na żadnej mapie. Mimo to Dumbledore już w “Kamieniu Filozoficznym” zdołał na czas przylecieć do zamku, żeby ocalić Harry’ego z rąk Quirrella, a Charlie Weasley nadleciał do jednej z wież po smoka Norberta. Hogwart jest bowiem ukryty przed mugolami, ale każdy czarodziej może go bez trudu znaleźć, o ile wie gdzie i jak szukać. Wystarczy przecież dotrzeć do wioski Hogamseade, a stamtąd droga do szkoły jest bardzo dobrze oznaczona. W “Pentaklu Wężoustych” Harry przecież właśnie tak robi.
Hermiona, Ginny i Ron zawzięcie wybierają lot na miotle
W całym “Pentaklu Wężoustych” jest kilka sytuacji, gdy Hermiona bez trudu przylatuje na miotle do zamku. Nie jest to w powieści szerzej omówione, ale jest to oczywiście skrót myślowy. Hermiona również przyleciała na miotle do Hogsmeade i stamtąd na piechotę poszła do szkoły. Podobnie jak Ginny Potter w ostatnim rozdziale tej powieści, lub Ron Weasley przed rocznicą bitwy o Hogwart. Postaci te zostały wpuszczone na teren szkoły, bo Hermiona i Ron byli funkcjonariuszami Ministerstwa Magii, a Ginny żoną jednego z nauczycieli.
W finałowych rozdziałach “Pentaklu Wężoustych” Ron korzysta też z miotły, aby z zamku dostać się do Hogsmade i odszukać Neville’a z Monaghanem. W tym przypadku inne metody przemieszczania się nie wchodziły w grę, bo zabezpieczenia Hogwartu je blokowały. Co prawda Ron mógł zrobić z jakiegoś przedmiotu świstoklik, ale działał impulsywnie i do głowy przyszła mu wtedy tylko miotła.
Jedyna teleportacja w powieści i to nie byle gdzie
W “Pentaklu Wężoustych” Harry tylko raz korzysta z teleportacji. Kiedy odkrywa, że wspomnienie które otrzymał na Boże Narodzenie najpewniej należy do rzekomej kochanki jego ojca, teleportuje się w salonie Kingsleya Shackelbolta i spowrotem do domu. W tym miejscu nasuwa się pytanie, czy każdy mógł tak po prostu bez trudu dostać się do domu Ministra Magii? Odpowiedź może być tylko jedna: Oczywiście, że nie. To byłoby raczej dość absurdalne i nie do wytłumaczenia. Dom Ministra Magii musiał być obłożony rozmaitymi zaklęciami ochronnymi, ale Harry jako członek Zakonu Feniksa i zaufany człowiek Kingsleya (formalnie nadal był szefem aurorów) mógł dostać się tam bez żadnego problemu. Jego zabezpieczenia nie dotyczyły.
PRZEMIESZCZANIE SIĘ W “DEPONENCIE ZAŁOŻYCIELI”
Pora przyjrzeć się powieści “Harry Potter i Deponent Założycieli”.
Lot na miotle znowu najpopularniejszy
W tej części lot na miotle pojawia się kilka razy. Harry używa tej metody przemieszczania się, kiedy leci do Londynu przekonać Lisę Turpin do powrotu do szkoły. Na miotłach James i pozostałe dzieciaki dostają się do Ministerstwa Magii, żeby odbić Harry’ego i ocalić go przed karą śmierci. W obu tych przypadkach użycie tej właśnie metody jest zasadne i sensowne. Harry uwielbia lot na miotle, a teleportacja i sieć Fiuu odpadały, bo blokowały je zabezpieczenia Hogwartu (kominek w gabinecie Harry’ego został odłączony od sieci Fiuu, kiedy jego rodzina zamieszkała w Hogsmeade). Świstokliki kojarzyły się Harry’emu z Pucharem Turnieju Trójmagicznego, więc nigdy nie sięgał po tą metodę. Jeśli chodzi o dzieciaki, to wybrały najbezpieczniejszą i najłatwiej dla ich dostępną formę podróżowania.
Lot na miotle zostaje też wykorzystany podczas ewakuacji uczniów, kiedy to nauczyciele eskortują powozy lecąc na miotłach. Myślę, że w tak kryzysowej i nagłej sytuacji inne metody przemieszczania się nie miałby tutaj racji bytu.
Latający motor Blacka czasem jednak lepszy niż miotła
W “Deponencie Założycieli” Harry na co dzień używa też latającego motocyklu Blacka, żeby zabierać Jamesa do szkoły. Zdecydował się akurat na ten pojazd z bardzo prostego powodu: bo był dwuosobowy. W czasie lotu Harry miał więc pełną kontrolę nad synem i tym gdzie dokładnie James poleci.
Motor ten zostaje również użyty, kiedy Harry wybiera się do Luny i Rolfa Skamanderów. W tym wypadku teleportacja nie była odpowiednia, bo Wimbourne znajduje się bardzo daleko od Hogsmeade (ryzyko rozszczepienia), sieć Fiuu odpadała, ponieważ dom Skamanderów znajdował się w dzielnicy mugolskiej i nie był podpięty do sieci. Harry mógł jednak wybrać miotłę. Zdecydował się jednak na motor, ponieważ posiadał on wbudowane przyspieszenie, które mogło skrócić czas podróży.
Teleportacja nie, no chyba, że przy użyciu feniksa
Jeśli chodzi o zwykłą teleportację, to w “Deponencie Założycieli” nie pojawia się wcale. Harry bardzo często przemieszcza się w podobny sposób, ale korzystając z magicznych zdolności feniksa Płomyka. Skoro jednak od lat posiadał tego ptaka, czemu dopiero w tej powieści zaczął stosować tą wygodną i szybką metodę?
Prawda jest taka, że pisząc “Pentakl Wężoustych” w latach 2010 – 2011 nie zakładałem, że feniks będzie umożliwiał teleportację. Pomysł ten pojawił się podczas planowania fabuły “Deponentu Założycieli”. Musiałem wymyślić bowiem jakiś sposób, aby zabrać bohaterów z Wielkiej Sali już po wyłączeniu magii w Hogwarcie. Świstoklik, teleportacja i sieć Fiuu z oczywistych względów odpadały. Miotła bez czarów mogłaby posłużyć jedynie do zamiatania. Mogłem co prawda skorzystać ze zdolności skrzatów, ale to już przecież było. Uznałem, że warto wprowadzić coś nowego.
O tym, że feniks posiada zdolność teleportacji sugerowano już w “Zakonie Feniksa”. Fawkes przesyłał do Dumbledore’a swoje pióra, które były formą ostrzeżenia. Jeszcze dalej poszli twórcy filmowej adaptacji tej powieści, pokazując jak Dumbledore ucieka ze swojego gabinetu teleportując się właśnie dzięki feniksowi. “Deponent Założycieli” jest jednak kontynuacją książek, a nie filmów, dlatego decydując się na takie rozwiązanie musiałem znaleźć dla niego solidne fundamenty.
Harry nie używał umiejętności Płomyka wcześniej, ponieważ nie miał pojęcia o ich istnieniu. Feniksy to bardzo tajemnicze stworzenia i ich zdolności są niezbadane przez świat czarodziejów. W przerwie pomiędzy “Pentaklem Wężoustych” a “Deponentem Założycieli” mamy niemal trzy miesiące, które nie zostały ujęte w fabułach powieści. W tym czasie Harry zupełnie przypadkowo odkrył, że feniks może go bez problemu przenieść w dowolne miejsce. Zaczął z tego korzystać bardzo często, bo był to najszybszy i najprostszy sposób przemieszczania się. Dodatkowo teleportacja feniksa, podobnie jak skrzacia, nie miała żadnych ograniczeń. Żadne zaklęcia ochronne jej nie blokowały. Harry mógł więc łatwo dostać się do Ministerstwa Magii, domu nowego Ministra Magii, czy gdziekolwiek zechce. Takie rozwiązanie uprościło mi budowanie fabuły, bo dużo mniej czasu i uwagi musiałem poświęcić logice i sensowności metod przemieszczania się bohaterów. Dzięki temu uniknąłem dziur logicznych i absurdów jak te, które wywołała w oryginalnej sadze J.K. Rowling.
Jak więc widać uniwersum Harry’ego Pottera posiada dziury i błędy logiczne, które wychwyci raczej dopiero dorosły Czytelnik. Ponieważ zarówno “Pentakl Wężoustych” jak i “Deponent Założycieli” kierowane są właśnie do takich osób, staram się dbać o to, aby nie popełniać podobnych błędów. Nie kiedy jednak w powieściach nie ma czasu, żeby wszystko dokładniej wyjaśnić. Właśnie dlatego w e-bookach obu tomów umieściłem komentarze autora do rozdziałów. Ich lektura pozwoli Wam lepiej zrozumieć pewne kwestie poruszane w tych powieściach.